Jaka jest różnica czasu między Polską a Holandią? 2010-04-17 21:39:59; jaka różnica czasu jest niędzy polską a kanadą 2010-08-15 19:22:57; Jaka jest różnica czasu między Polską a Kolumbią? 2012-02-13 00:21:55; jaka jest różnica czasu między Polską, a Atlantą? 2010-01-02 14:59:55; Jaka jest różnica czasu? 2012-06-27 18:34:19
Wydaje nam się, że całe wczorajsze przedsięwzięcie zakończy się około 500 tys. złotych deficytu. Ale to bardzo wstępne przypuszczenia – mówi szef spółki Wrocław 2012 Robert Pietryszyn. Były wiceprezydent Wrocławia Michał Janicki – odwołany niedawno za brak rozliczeń za poprzednie imprezy, organizowane na 43-tysięcznym obiekcie – twierdził niedawno, że rekomendował w ogóle odwołanie spotkania z udziałem „Canarinhos". Szacował, że sprowadzenie do miasta reprezentacji Brazylii na grę towarzyską może przynieść nawet 2 miliony złotych straty. Głównie z uwagi na niepewną frekwencję. Z powodu różnicy czasowej między Polską, a Japonią trzeba było ustawić początek spotkania na godzinę Fatalną dla polskiego widza, wymarzoną dla Azjaty, który obejrzał mecz wieczorem swojego czasu. – Dwumilionowego deficytu na pewno nie będzie, ale nie sprzedaliśmy tylu biletów, żeby cały koszt nam się zwrócił. Sprzedanych zostało prawie 30 tysięcy biletów. Z naszych wstępnych analiz wynikało, że przy około 35 tysiącach wejściówek, wyjdziemy na tym przedsięwzięciu na zero – dodaje Robert Pietryszyn. Lecą głowy To, jaki jest bilans imprez organizowanych na wrocławskim stadionie, stało się ostatnio tematem numer jeden we Wrocławiu. Po Polish Masters w mieście wybuchła polityczna awantura, której ofiarą został właśnie wiceprezydent Michał Janicki (na razie ofiarą jedyną, ale ponoć mają polecieć kolejne głowy). Ile towarzyski turniej piłkarski Polish Masters kosztował, tak naprawdę nie wiadomo dokładnie do dzisiaj. Wiadomo natomiast, że do jego organizacji trzeba dołożyć kilka milionów złotych z miejskiej kasy. Sprzedaż wejściówek na towarzyskie granie z udziałem Śląska, Benfiki Lizbona, PSV Eindhoven i Athletic Bilbao szła tak fatalnie, że tuż przed jego rozpoczęciem rozdano około 20 tysięcy biletów. Chodziło o to, żeby telewizje, transmitujące to wydarzenie nie pokazywały pustych trybun. – Bilanse ze wszystkich organizowanych imprez są nam potrzebne do biznesplanu na przyszły rok – mówi zagadkowo Pietryszyn. Będzie skromniej Co to oznacza? Know-how, zdobyte między innymi przy okazji organizacji wczorajszego meczu Brazylii (a także, rzecz jasna, poprzednich wydarzeń) ma pomóc w takim planowaniu kalendarza na 2013 rok, by przynajmniej nie dokładać do samych eventów. Będzie dużo skromniej. Określenie „zarabianie na stadionie" we Wrocławiu w ogóle nie jest używane, bo już wiadomo, że to kompletnie utopijna wizja. Bieżące utrzymanie areny (sprzątanie, media itd.) to około 6 mln zł rocznie. Niezależnie od tego miasto musi spłacać kredyt, który wzięło na budowę – z odsetkami jest to około 650 mln zł, które trzeba będzie oddać bankom do 2024 roku w potężnych, kilkudziesięciomilionowych rocznych ratach. Chociaż nie rozdawali – Po meczu Brazylia z Japonią możemy być o tyle zadowoleni, że tym razem przynajmniej nie było rozdawania biletów. My dzisiaj bilety sprzedaliśmy, nie rozdaliśmy – podkreśla rzecznik Wrocław 2012 Adam Burak. >> Anglia śmieje się z Polski: Farsa, hańba... >> Narodowa kompromitacja. Kto zawinił? „” Ruch rozbił mistrza >> Więcej filmów znajdziesz w naszej sekcji wideo - sprawdź!
Jaka jest różnica czasowa między polską a kalifornią? 2011-07-23 13:31:17; Jaka jest konkretna różnica czasu między Polską a Kanadą? 2010-01-21 14:43:23; Jaka jest różnica czasowa między polską a hiszpanią? 2012-04-29 12:17:59; Jaka jest różnica czasowa pomiędzy Polska a np.Nowym Yorkiem ? 2010-01-24 14:03:00
Siedmiogodzinna różnica czasu między Japonią i Polską sprawia, że poranek w Tokio jest środkiem nocy w Warszawie. Oto najważniejsze wydarzenia początku piątego dnia XXXII Letnich Igrzysk Olimpijskich. 28 Lipca 2021, 09:49 1 / 8 To najważniejsza informacja dla polskich kibiców. Czwórka podwójna kobiet - Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Sajdak i Katarzyna Zillmann zdobyły pierwszy medal dla Polski na igrzyskach w Tokio. Polska osada dopłynęła na metę na drugim miejscu, za Chinkami, a przed Australią.
Podróżowanie między Polską a Niemcami: praktyczne informacje. Podróżowanie między Polską a Niemcami jest ułatwione przez brak różnicy czasowej. Nie ma potrzeby przestawiania zegarka po przekroczeniu granicy, co eliminuje potencjalny stres związany z dostosowaniem się do nowego harmonogramu. Porozumienie w kwestii czasu: Polska a Niemcy
Jak Sowieci weszli do Czechosłowacji, to naprawdę nie wiedziałam, co będzie. Ale w stanie wojennym? Ja się w ogóle nie bałam. Byłam zakochana w Marku i w pełni mu ufałam, że będzie dobrze. Masakatsu Yoshida: - Takich pomarańczy, jak tutaj, nigdy w Japonii nie jadłem. Dla tego smaku warto było Nowakowska: - U was to był Zachód! Mieliście zachodnie samochody, tyle towarów można było u was kupić na bazarze. W Czechach to był twardy komunizm, nawet sąsiad na sąsiada Gonzalez Tejera: - Trafiłem tu dzięki żonie. To ona mnie przywiozła do tego „zimnego kraju”.Cudzoziemcy w stanie wojennym13 grudnia 1981 roku miliony Polek i Polaków śledziło – w radiu lub w telewizji – wystąpienie pewnego generała w zielonym mundurze i charakterystycznych ciemnych okularach, który poważnym tonem ogłaszał, że „ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią”. Ale nie tylko oni. Stan wojenny zastał też w naszym kraju tysiące cudzoziemców. Dyplomaci, lekarze, naukowcy, artyści, dziennikarze, zwyczajni pracownicy, małżonkowie obywateli i obywatelek PRL – każdy i każda z jakiegoś powodu znaleźli się w Polsce właśnie wtedy. Wielu tutaj zostało, mimo trudności i przeciwności. Troje z nich zgodziło się opowiedzieć mi swoje historie.„Myśleli, że jadę do Rosji”- Studiowałem filologię słowiańską na uniwersytecie w Sapporo. Zawsze interesowałem się innymi kulturami, uznałem, że warto je poznawać. A Japonia była w latach 70. pod silnym wpływem Ameryki. Wszystko było zamerykanizowane, zwłaszcza styl życia – tłumaczy Masakatsu Yoshida, lektor języka japońskiego na Uniwersytecie Łódzkim. Myśleli, że jadę do Rosji. Nie było wtedy tak łatwo dostępnej wiedzy, jak teraz. Zwykli Japończycy byli przekonani, że Polska jest częścią ZSRR Do Polski trafił w 1978 roku dzięki stypendium rządowemu. W Warszawie miał pisać doktorat z pedagogiki. Rodzina nie była zachwycona jego decyzją. – Myśleli, że jadę do Rosji. Nie było wtedy tak łatwo dostępnej wiedzy, jak teraz. Zwykli Japończycy byli przekonani, że Polska jest częścią ZSRR – o Polsce jednak zdążył się już sporo dowiedzieć. Kojarzył też Wojciecha Fortunę, który na zimowych igrzyskach olimpijskich w Sapporo w 1972 roku wywalczył złoty medal w skokach narciarskich. Szczygieł i "Gottland"- Przyjechałam w 1980 roku, dostałam kontrakt na dwa lata w teatrze w Chorzowie – wspomina Jirina Nowakowska. Tancerka z Pragi już wcześniej bywała u nas na krótkich występach z grupą słynnego choreografa Franka Towena. W pałacu w Koszęcinie, gdzie swoją siedzibę miał zespół „Śląsk”, uczyła młodzież sztuki ojciec pracował w hucie, matka zajmowała się domem. Dopiero po latach – dzięki Mariuszowi Szczygłowi i jego książce „Gottland” – dowiedziała się o przeszłości ojca: że był dziennikarzem „Rudego Prava” (czeski odpowiednik „Trybuny Ludu”), z którego wyrzucono go, bo najprawdopodobniej nie chciał zapisać się do partii. – W domu się o tym nie rozmawiało. To były inne czasy: był socjalizm, a ja miałam trójkę rodzeństwa. Dzieci trzeba było ubrać, nakarmić, kupić im buty. Ojciec zasuwał w hucie, żeby nas utrzymać - opowiada. Syn dysydentaA jak zaczynał wychowany na Dominikanie Carlos Gonzalez Tejera? - Pierwszą gazetkę szkolną prowadziłem już jako 16-latek, w liceum. Ciągnęło mnie do pisania – zaczyna. Podkreśla, jak istotną rolę odegrała w jego życiu literatura – to dzięki matce, która była dyrektorką biblioteki uniwersytetu w Santo Domigo. – Najstarszego w całej Ameryce Łacińskiej – zaznacza. Popularne w magazynie Snuje przy tym rodzinną sagę: o dziadku ze strony ojca - przywódcy związku zawodowego pocztowców w Hiszpanii - i ojcu, który walczył w hiszpańskiej wojnie domowej po stronie republikanów, potem trafił do obozu koncentracyjnego we Francji, a po emigracji na Karaiby organizował zamachy na życie prawicowego dyktatora Rafaela Trujillo, za co był więziony i torturowany. – Można powiedzieć, że byłem synem dysydenta – opisuje. Jednym z przodków matki był zaś Maximo Gomez, bohater narodowy Kuby, jeden z ojców jej niepodległości. – Gdy Fidel Castro przyleciał na Dominikanę, pierwszym miastem, jakie odwiedził, było Bani, skąd pochodzi rodzina mojej mamy – mówi.„Ktoś musiał się ożenić z Czeszką”W Polsce Jirina poznała swoją wielką miłość – Marka Nowakowskiego. Zmarłego przed trzema laty aktora i reżysera mogliśmy oglądać w „Janosiku”, „Ekstradycji” czy „Poranku kojota”. Doczekali się córki Karoliny, która zawodowo poszła w ślady ojca. - Z nim się wspaniale rozmawiało, inteligentny, oczytany, same plusy – wspomina męża. – Wszystko potrafił załatwić, wyremontować. Dziś już się tacy mężczyźni nie rodzą – wzdycha. Jirina Nowakowska (z prawej) z mężem Markiem i córką Karoliną fot. VIPHOTO/East News I opowiada, jak kiedyś trafiła w jego ręce książka o zasłużonych pochowanych na Cmentarzu Powązkowskim. – Tam był fragment o jego pradziadku. Januszu Ferdynandzie Nowakowskim, lekarzu, który w XIX wieku założył pierwszą polsko-czeską spółkę. Pierwszą w historii! Marek zawsze żartował, że „w końcu ktoś z naszej rodziny musiał się ożenić z Czeszką” – śmieje w Polsce znalazł także Yoshida. Japończyk przez wspólnych znajomych poznał w 1980 roku Barbarę – pochodzącą z Opolszczyzny studentkę łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Ale dopiero 8 lat później zostali małżeństwem. W 1989 urodziła się ich córka Izumi, dziś twórczyni filmów animowanych. "Nauczył się języka w 29 godzin" „Zimnym krajem” z początku opowieści Gonzaleza Tejery jest oczywiście Polska, a „ciepłym” samemu – studiującemu wówczas nauki rolnicze w Sofii – ze swoimi plażami, słońcem i błękitnym morzem, znacznie bardziej przypominała rodzinną Dominikanę, z której wyjechał pod koniec lat 60. To właśnie w Bułgarii poznał filolożkę Urszulę, z którą doczekał się trojga dzieci i sześciorga wnucząt. Passent nauczył się hiszpańskiego łącznie w 29 godzin, wyjątkowy zdolny Do Polski przeprowadzili się w 1975 roku. Na początku znalazł zatrudnienie w Towarzystwie Przyjaciół Kultury Iberyjskiej, gdzie prowadził kursy języka hiszpańskiego. - W pewnym momencie pod opieką prawie 1000 uczniów z paru roczników – z nich był Daniel Passent, wybitny dziennikarz związany od lat z tygodnikiem „Polityka”, późniejszy ambasador w Chile. – Nauczył się hiszpańskiego łącznie w 29 godzin, wyjątkowy zdolny – komplementuje go dawny nauczyciel.„Dziesiąty zmysł”Stan wojenny wybuchł 13 grudnia 1981 roku. A co robili moi rozmówcy dzień wcześniej? Czy cokolwiek przeczuwali? - Jechaliśmy do Pragi. Chciałam przedstawić Marka rodzicom. Na granicy zatrzymano pociąg i powiedziano: „Kto Polak, ten zawraca, reszta może jechać” – relacjonuje Nowakowska. Nie przeczuwała jeszcze, co się święci. Jej partner rzekł wtedy: „To jedź sama, ja tu zostanę, zorientuję się, co i jak i dołączę do Ciebie".- A mnie się włączył, nie wiem, jakiś dziesiąty zmysł! Powiedziałem: „Marek, ja bez ciebie nie jadę, nie ma mowy, zostaję”. Widzi pan, i tak, w tym pociągu, w jednej chwili podjęłam życiową decyzję – nie zaś robił Masakatsu Yoshida, gdy wprowadzono stan wojenny? - Byłem w Warszawie, spotkaniu z kolegami. Rozmawialiśmy, jedliśmy i piliśmy do późnej nocy. Właściwie zostałem do na Warszawę- 12 grudnia wpadłem do zarządu „Solidarność Mazowsze”. Nikogo nie było, bo całe kierownictwo pojechało na komisję krajową do Gdańska. Tam była też ekipa wysłana przez solidarność z Polskiej Agencji Prasowej, Piotr Ikonowicz – opowiada Carlos Gonzalez Tejera. Spotkał jedynie teletypistkę, która obsługiwała teleksy i odczytywała informacje z terenu. A telegramy przychodziły z Zielonej Góry, ze Szczecina i innych miast na zachodzie Polski. - Że jakieś czołgi przejeżdżały i idą na wschód. Zaczynamy dzwonić do ekipy dziennikarskiej, ale nie dało się dodzwonić. A coś mi nie pasowało, bo wszystkie te wojska obchodzą miasta dookoła i jadą właśnie na wschód – tym kontekście poleca mi wydaną niedawno książkę „Gambit Jaruzelskiego”, przybliżającą nieznane ponoć kulisy operacji wprowadzenia stanu wojennego ze strony państwa polskiego. 12 grudnia wpadłem do zarządu „Solidarność Mazowsze”. Nikogo nie było, bo całe kierownictwo pojechało na komisję krajową do Gdańska. Tam była też ekipa wysłana przez solidarność z Polskiej Agencji Prasowej, Piotr Ikonowicz - Wracam do domu, bo koleżanka miała do nas przyjść na kolację. Potem odprowadziłem ją na przystanek autobusowy, bo mieszkała na Bemowie. My wtedy mieszkaliśmy przy al. Stanów Zjednoczonych, na rogu z Grenadierów. Tam jest komenda milicji. Idę obok, ale się nic nie dzieje, niczego nie przeczuwałem – relacjonuje. Okazało się też, że przyjaciółkę z Placu Zawiszy na Ochocie zgarnęła milicja i eskortowała do nie jechałyYoshida: - Rano zauważyliśmy, że jest jakoś inaczej, ale nie wiedzieliśmy, że to stan Co było inaczej? – pytam. Masakatsu Yoshida fot. Archiwum prywatne - Jakoś spokojniej na ulicach, dużo ciszej niż zwykle. Przez Aleje Jerozolimskie nie jeździł tramwaj ani autobus. W końcu włączyliśmy telewizor, ale nie było żadnego normalnego kanału. Japończyk przyznaje, że musiał wracać na piechotę, a z centrum do okolic Łazienek, gdzie wówczas mieszkał, miał do przejścia spory dystans. – Na szczęście żaden milicjant mnie nie zatrzymał - uspokaja. „To ta Czeszka z teatru”- Przez tydzień Marek był ze mną w Chorzowie, panie na portierni wiedziały, że on tam jest. Siedział zamknięty w pokoju, a ja wychodziłam do sklepu. Milicjanci mnie rozpoznawali – „o, ta Czeszka z teatru” – to już relacja Jiriny Nowakowskiej. Była wtedy w ciąży z Karoliną. - Okazało się, że mogę przez rok czasu przebywać w kraju, w którym pracuję. Gdybym nie była w ciąży, musieliby mnie deportować. – tygodniu Marek wrócił do Warszwy, a Jirina udała się na kilka dni do Pragi. Tu też zadziałała pomoc ukochanego, który załatwił jej transport na dworzec. Pociąg do stolicy Czechosłowacji odjeżdżał bowiem ok. północy, a po 22 obowiązywała już przecież godzina Pojechałam, żeby załatwić kilka spraw, po jakąś wyprawkę dla dziecka. Jakieś pieluszki, ciuszki, bo ja tu nic nie miałam. Przywiozłam ją w kartonach po alkoholu. I ktoś nam ją ukradł, gdy się wypakowywaliśmy. Złodzieje myśleli, że to wódka – mówi. Czołgi i delegacja - Jest godz. 6 rano, niedziela. Z Rembertowa czołgi jadą przez trasę Łazienkowską. Nie mieliśmy wtedy w domu telewizora, więc słuchaliśmy w radiu przemówienia Jaruzelskiego. Wtedy byliśmy strasznie źli – wspomina też swoją rozmowę z przyjacielem, attaché z kubańskiej ambasady. Ten zrelacjonował mu, że tego samego dnia w Moskwie delegacja od Fidela Castro miała przekonywać Breżniewa, żeby pod żadnym pozorem nie atakował Polski. Carlos Gonzalez Tejera fot. Archiwum prywatne Kubańczycy obawiali się bowiem, że stworzy to precedens, który w przyszłości pozwoli np. Amerykanom zaatakować ich wyspę. Godziny oczekiwania na rozmowęJak Masakatsu Yoshida wspomina te pierwsze pół roku? - Duże trudności w poruszaniu się. Nie mogliśmy np. pojechać do innego miasta, na konferencję albo zbierać materiały. A jeśli tak, to musieliśmy składać podanie i czekać 7 albo 10 dni na decyzję. Jak była odmowna, to tłumaczyli, że to w ogóle niepotrzebne, ukrywa, że trudno mu było zadzwonić się do krewnych w Japonii. - Na początku w ogóle nie było możliwości. Po jakimś czasie ją przywrócono, ale trzeba było łączyć się przez centralę do głównej poczty, a potem czekać 2-3 godziny. Czasem się nie udawało i trzeba było próbować od nowa. – opowiada. Zwraca przy tym uwagę na fakt, iż zimą różnica czasowa między Polską a Japonią wynosi aż 8 godzin.„Pan oszalał?”- Jako ciężarna miałam pozwolenie, by do momentu urodzenia zostać w Polsce. Potem miałam wrócić do Czech – mówi Nowakowska. Ale nie wyjechała. Po kilku miesiącach od narodzin córki urzędnicy zorientowali się, że nasza bohaterka przebywa tu Ani Marek, ani ja nie mieliśmy wtedy ciśnienia na ślub. Sytuacja nas zmusiła – dodaje. By Jirina mogła zostać w Polsce, wyszła za Marka. Choć bez wątpienia tym, co ich połączyło, była najprawdziwsza miłość. - Jak chciałam pojechać do Pragi, to okazało się, że mogę pojechać, ale sama, jako Czeszka. Ale Karolina już nie, bo była Polką - kontynuuje. Jako ciężarna miałam pozwolenie, by do momentu urodzenia zostać w Polsce. Potem miałam wrócić do Czech - Wie pan, co mi powiedział jeden urzędnik? „Że może pani jechać i wysłać dziecku zaproszenie”. 3-miesięcznemu dziecku! „Czy pan oszalał?” – pytałam. To dziecko ktoś musi przywieźć – dziwi wówczas decyzję, by nadać córce czeskie obywatelstwo, jednocześnie zrzekając się za nią polskiego. – Bo Czesi nie pozwalają mieć podwójnego. Ja do dziś mam tylko czeskie, a tutaj kartę stałego pobytu – tłumaczy Jirina. Gdy Karolina miała 13 lat, sama zdecydowała, że chce mieć polski paszport.„Córka zburzyła mur”Yoshidzie po pół roku od decyzji gen. Jaruzelskiego kończyła się wiza. Wrócił więc do Japonii, po czym po kilku miesiącach ponownie trafił do Polski. Odnowił pozwolenie na pobyt i chciał kontynuować doktorat, którego jednak ostatecznie nie skończył. Zbyt dużo czasu pochłaniała mu prace w łódzkim oddziale Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Japońskiej. Uczył też języka i to w różnych częściach kraju. – Na początku myślałem, że da się to pogodzić – też za panią Barbarą. Pobrali się w 1988 roku, ale krewni z Kraju Kwitnącej Wiśni nie przylecieli na ceremonię. Świadkiem Masakatsu był kolega zatrudniony w japońskiej ambasadzie. Rodzina oponowała za pierwszym razem, gdy wylatywał do Polski, ale przede wszystkim za drugim, gdy wracał, już w trakcie stanu wojennego. Masakatsu Yoshida (w środku) z żoną Barbarą i córką Izumi fot. Archiwum prywatne – Ojciec powiedział mi na pożegnanie, że mogę nie wracać do Japonii – wspomina Yoshida. Przez kilka lat ze sobą nie rozmawiali, pogodzili się dopiero po narodzinach Izumi, która chciała poznać dziadków. – Można powiedzieć, że moja córka zburzyła ten mur między mną a ojcem – wzrusza się Japończyk.„Jak odkryją ulotki, to go zabiorą”Czego najbardziej się obawiali w tym czasie? Co budziło w nich strach? Yoshida: - Pamiętam czołgi na ulicach, żołnierzy. Dla nas to był straszny widok, baliśmy się. Pomyślałem sobie, że to wojna, że może Związek Radziecki atakuje Polskę. Bo po co się wprowadza stan wojenny? Nie domyślałem się czegokolwiek - Bałem się właściwie tylko tego, że mogą mnie deportować z kraju. Że będę musiał wyjechać, jak Umeda i już nie zobaczę bliskich. A mieliśmy już małe dzieci. Ten, którego wspomina, to Yoshiho Umeda, japoński przedsiębiorca współpracujący z KOR-em i „Solidarnością”. Za działalność opozycyjną został kilka miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego wydalony z się również Jirina. Z duszą na ramieniu relacjonuje chwile grozy, jakie towarzyszyły jej i partnerowi podczas pewnego wczesnowiosennego wieczora 1982 Odwiedziliśmy znajomych i się zasiedzieliśmy. Było już po dziewiątej, wychodzimy i na ulicy łapie nas patrol. Zabierają Marka do milicyjnej suki, a ja stoję na środku chodnika, z tym wielkim brzuchem. Byłam cała mokra od nerwów. Bo on miał w kieszeni bibułę. fot. "Solidarność" - napis na płótnie (bibuła)/ Co ciekawe, autorem treści na ulotkach był… Marek Nowakowski. Ale inny – pisarz, twórca kultowych opowiadań z nurtu „małego realizmu”. - Wiedziałem, że jak odkryją, że on to ma, to go zabiorą. A ja się nie dowiem, gdzie końcu pan Marek wyszedł z radiowozu cały i zdrowy, choć – jak pamięta Jirina – „ jak sprany”. „Ja już nawet nie pamiętam, co im powiedziałem” – Gdybym nie była w zaawansowanej ciąży, to na pewno by go zabrali opowiada. - Gdy tylko wróciliśmy do domu, zapytał, czy mamy flaszkę. Musiał się z tego wszystkiego jeszcze czegoś napić – dodaje. Gdybym nie była w zaawansowanej ciąży, to na pewno by go zabrali Czy Jirinie stan wojenny skojarzył się z interwencją wojsk radzieckich w jej rodzinnej Czechosłowacji, która miała miejsce w 1968 roku? – Nie, wtedy było inaczej. Jak weszli Sowieci, to naprawdę się baliśmy. Mama prosiła, żebyśmy nigdzie z domu nie wychodzili – wspomina, dodając: - A stan wojenny? Ja się w ogóle nie bałam. Byłam zakochana w Marku. I pełni mu ufałam - dodaje. Z perspektywy czasu wie, że miała wówczas w sobie dużo nadziei. „Jak wejdą Ruscy, będzie masakra”Z moich rozmówców tylko Gonzalez zdobywa się na analizę politologiczną. Jego zdaniem decyzja Jaruzelskiego, choć kontrowersyjna i różnie po latach oceniana, mogła uchronić Polskę opłakanymi skutkami ewentualnej radzieckiej Po prostu wiedział, że jak wejdą Ruscy, to będzie masakra. To by się mogło zakończyć wojną światową – Ale nie wiadomo, czy by weszli. Oni twierdzą, że nie, jednoznacznych dowodów nie ma – wtrącam się. - Oni mogą powiedzieć, że by nie weszli, ale kto to wie – odpowiada. – A trzeba też pamiętać, że w ramach samego PZPR była silna opozycja przeciw Jaruzelskiemu. Taka twarda linia, bardziej prorosyjska. Chodzili na wódeczkę do ambasady. A generał nie chodził, bo nie pił – podkreśla. Po prostu wiedział, że jak wejdą Ruscy, to będzie masakra. To by się mogło zakończyć wojną światową Mój rozmówca był zresztą w latach 80. blisko polityki. Po stanie wojennym wrócił bowiem do jednej ze swoich wielkich pasji, czyli dziennikarstwa. Pracował jako korespondent w agencjach prasowych w Interpress Service, Prensa Latina czy jak sam twierdzi, część polskich i zagranicznych dziennikarzy go nie lubiła. Traktowali go jako rywala, który zawsze może zdobyć lepszy materiał. Przodował w tym zwłaszcza Hermann Tertsch, ówczesny korespondent hiszpańskiego dziennika „El Pais”, a dziś eurodeputowany skrajnie prawicowej partii „VOX”.- Rozprowadzał plotki, że jestem podstawionym radzieckim agentem. Wyjątkowa świnia – mówi bez robią dziś?Masukatsu Yoshida od 10 lat mieszka z żoną w Poznowicach na Opolszczyźnie. Dlaczego tam? – Jak zacząłem myśleć o emeryturze, to wymarzyłem sobie domek na wsi. Pomogła nam go znaleźć siostra żony – wyjaśnia. Bo w istocie, Ziemia Opolska to rodzinne strony pani Barbary. Oboje prowadzą też Ośrodek Języka i Kultury Japońskiej przy Muzeum Archeologicznym w Łodzi, a Masakatsu wciąż wykłada na Uniwersytecie Łódzkim – choć przez pandemię zajęcia ma w trybie Nowakowska na początku lat 90. założyła – i prowadzi do dziś – „Tap Dance”. To pierwsza w Polsce profesjonalna szkoła stepowania. Jest niekwestionowanym autorytetem w tej dziedzinie. Oprócz tego robi choreografie do programów telewizyjnych oraz spektakli teatralnych. Carlos Gonzalez Tejera został po transformacji ustrojowej popularyzatorem sztuki kulinarnej w Polsce. Organizował pokazy oraz konkursu dla gastronomów, a także prowadził – w Polsacie czy stacjach regionalnych - programy kulinarne, „Warszawa od kuchni” oraz „Między nami smakoszami”- ten drugi można znaleźć w zakamarkach You Tube’a, jak Dominikańczyk zachwyca się specjałami kuchni tajskiej. Ale o przeszłości nie zapomniał. W latach 90. współpracował z hiszpańską siecią radiową Cadena SER i Radiem Madryt, był też korespondentem telewizji Telemadrid na Europę Wschodnią. Przez pewien pełnił także funkcję wiceprzewodniczącego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej w Polsce.„Najpiękniejszy okres życia”Żadne z nich nie żałuje - mimo zewnętrznych niedogodności – pozostania w Polsce. Świetnie ułożyło im się w życiu prywatnym, odnieśli też zawodowe sukcesy. I choć poważna tonacja jest w tych wspomnieniach obecna, niech za podsumowanie posłużą słowa Jiriny Tak sobie myślę: sytuacja polityczna była taka, że byli „oni” i „my”. Ale „my” to byliśmy wszyscy razem. Niektórzy mówią „komuno, wróć”, ale w tym sensie, że wszyscy sobie pomagali. Wszyscy byliśmy dla siebie życzliwi. Zawsze można było wpaść do sąsiadki z dołu, pożyczyć dwa jajka. Ja od 7 lat mieszkam w nowym mieszkaniu i prawie nie znam nazwisk mieszkańców – ponownie nawiązuje do swojego związku z Markiem. – Nie ma nic piękniejszego niż zakochani w sobie ludzie. Facet patrzy we mnie, jak w obrazek i nieważne, że obok jedzie czołg, patrol i nie wiadomo, co będzie – wyznaje mi. Wtedy wiedziała, że będzie dobrze. I teraz też to wie.
Różnica czasu między zachodem Słońca na wschodnich i zachodnich krańcach Europy wynosi ponad 5 godz. Konsekwencją rozciągłości równoleżnikowej Polski jest położenie w dwóch strefach klimatycznych. OOOO Różnica w wysokości górowania Słońca pomiędzy północnymi i południowymi krańcami Polski wynosi ok. 6º.
Jaka jest różnica między Polską a Japonią. Japonia jest krajem kwitnącej wiśni, natomiast Polska kwitnącej lipy. (średnia ocena: 3,50) Loading... ‹ Poprzedni Dziennikarz pyta prezydenta USA: Czy ma pan Następny › Wiele lat temu Jaruzelski udał się z wizytą Napisz pierwszy komentarz Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Treść * Podpis * Adres email * Zapamiętaj moje dane w tej przeglądarce podczas pisania kolejnych komentarzy.
Różnica czasu między Katarem, Warszawą i najważniejszymi stolicami świata Ze względu na odległość i zlokalizowanie na mapie, pomiędzy Katarem i Warszawą jest różnica czasowa. W czasie listopadowych Mistrzostw Świata 2022 w piłce nożnej będzie ona wynosiła dokładnie dwie godziny.

Niniejszy artykuł jest poświęcony historii stosunków polsko-japońskich w okresie międzywojennym. Właściwiej jednak rzecz ujmując, jest to zarys ważniejszych wydarzeń, które nastąpiły w okresie dwudziestolecia międzywojennego na polu dyplomatycznym między Polską a Japonią. Głównym założeniem artykułu jest chęć przybliżenia Czytelnikowi mniej znanej karty z dziejów polskiej polityki zagranicznej. Za datę początkową rozważań przyjęto 16 listopada 1918 roku, kiedy to Józef Piłsudski w specjalnej depeszy oficjalnie notyfikował powstanie niepodległego państwa polskiego, którą przekazano między innymi rządowi Japonii. Naturalnie granicę końcową stanowi wybuch II wojny światowej1. Autor postanowił skupić się na faktach związanych z nawiązaniem i kształtowaniem się wzajemnych relacji dyplomatycznych między Polską a Japonią, chcąc jednać zarysować szersze tło współpracy, nie pominął kwestii związanych z handlem, wojskiem czy kulturą. Jak już wspomniano, 16 listopada 1918 roku Józef Piłsudski sprawujący ówcześnie najwyższe funkcje w państwie wystosował specjalną notę, w której „[pragnął] notyfikować rządom i narodom wojującym i neutralnym istnienie państwa polskiego niepodległego, obejmującego wszystkie ziemie zjednoczonej Polski”2. Wśród państw, do których skierowano owe słowa, znajdowała się oczywiście Japonia, która w niebywale szybkim tempie wywalczyła sobie uznanie na arenie międzynarodowej, co pozwoliło określać je mianem piątego mocarstwa. Jednakże Kraj Kwitnącej Wiśni zwlekał z odpowiedzią w kwestii uznania dopiero, co kształtującego się państwa polskiego. Ówczesny rząd japoński był bardziej zaabsorbowany udziałem swoich sił w Ekspedycji Syberyjskiej. Należy zresztą wziąć pod uwagę fakt, że w czasie konferencji paryskiej przedstawiciele Japonii nie okazywali specjalnego zainteresowania problemami Europy i samej Polski. Jak zauważył Watanabe Katsuyoshi, „podczas konferencji pokojowej w Paryżu przedstawiciel Japonii w Radzie Najwyższej Nobuaki Makino w sprawach polskich nie zabierał głosu”3. Dopiero, gdy w okresie od stycznia do lutego 1919 roku kolejne mocarstwa uznawały niepodległość Polski, rząd japoński postanowił pójść ich śladem. Ostatecznie podjął decyzję 6 marca, kierując się decyzją rady ministrów: „Skoro mocarstwa zachodnie uznały jednomyślnie państwo polskie i rząd Padarewskiego, czas także na nas, abyśmy postąpili podobnie”4. Niedługo potem – 22 marca – decyzję złożono na ręce Romana Dmowskiego. Od tego momentu datuje się uznanie niepodległej Polski przez Japonię5. Następne miesiące6 we wzajemnych stosunkach między oboma krajami upłynęły pod znakiem tworzenia placówek dyplomatycznych w Warszawie i Tokio. Japonia, która z roku na rok stawała się coraz bardziej liczącym się graczem na arenie światowej, rozumiała, że młode państwo polskie wkrótce samo wystąpi z propozycją wymiany dyplomatów. Jak zauważył w swoim raporcie polski oficer łącznikowy przy Japońskiej Misji Wojskowej: „Kapitan Yamawaki jest bardzo wyrozumiałym na błędy naszej polityki zagranicznej, tłumacząc to młodością państwa; rozumie trudności, które rząd nasz pokonywać musi, ale są pewne granice tego pobłażania. W swej ostatniej ze mną rozmowie Kapitan z pewną irytacją zapytał mnie, kiedy nareszcie zdecyduje się rząd na wysłanie poselstwa do Japonji. (…) Pora byłaby już zakończyć tą sprawę z tem skończyć. Japonja jako 5-te wielkie mocarstwo słusznie się o to upomina. (…) Będzie więc na miejscu, jeżeli wspomnę, że to niepotrzebne drażnienie ambicji japońskiej może przyjąć dla nas nieprzychylny obrót”7. Tadeusz Romer (1894–1978)Autor nieznany, via Wikimedia Commons Rząd japoński uważał także, iż ulokowanie poselstwa w kraju Europy Środkowej pozwoli zdobyć szereg ważkich informacji nie tylko o Rosji Radzieckiej (która niezmiennie pozostawała w orbicie jej zainteresowań), ale także o działaniach innych krajów w tej części kontynentu. W końcowym efekcie polskich starań (po długich zmaganiach i wzajemnych animozjach wśród kręgów polskiej władzy8) pierwszym przedstawicielem Polski w Japonii został Józef Targowski. 7 kwietnia 1920 roku został mianowany chargé d’affaires ad interim, a obowiązki wypełniał do lutego 1921 roku. Z kolei 6 maja 1921 roku nastąpiło oficjalne otwarcie japońskiej placówki dyplomatycznej w Warszawie, na czele której stanął Kawakami Toshitsune. Warto nadmienić, że to właśnie w czasie wypełniania jego obowiązków poselskich nastąpiło zawarcie między Polską a Japonią traktatu handlowego i nawigacyjnego. Była to jedyna taka umowa zawarta w okresie międzywojennym przez omawiane tu kraje. Traktat podpisano 7 października 1922 roku w Warszawie. Ze strony polskiej jej sygnatariuszami byli ówczesny minister spraw zagranicznych Gabriel Narutowicz oraz sprawujący wówczas funkcję ministra przemysłu i handlu Henryk Strasburger. Stronę japońską reprezentował wyżej wspomniany poseł japoński. Podpisanie traktatu dało podstawy do nawiązania szerszych kontaktów gospodarczych. Umowa regulowała nie tylko kwestie związane ze sferą handlową (prawo wykonywania handlu, swobodnej żeglugi czy zwolnienia z podatków), określała również wszelkie sprawy związane z pobytem obywateli Polskich w Japonii i na odwrót9. Traktat wszedł w życie 8 stycznia 1925 roku10. Dzięki niemu Polska mogła eksportować swoje wyroby, takie jak wełna czy leki, a importować sztandarowe produkty Kraju Kwitnącej Wiśni11. Ważnym problemem, który zapisał się na kartach stosunków polsko-japońskich z tego okresu, jest kwestia repatriacji polskich dzieci z Syberii. Była to jedna z ważniejszych spraw, jakimi musiał zająć się Józef Targowski. Pod egidą polskiego poselstwa zawiązano Polski Komitet Ratunkowy Dzieci Dalekiego Wschodu. Z terenów Syberii i Mandżurii przez przez prawie trzyletni okres działalności udało się przy pomocy Japończyków repatriować 765 dzieci polskich, głównie sierot. Małym repatriantom została udzielona pełna pomoc medyczna i wsparcie materialne12. Po ustąpieniu Józefa Targowskiego szefem polskiej misji w Tokio został Otton Sas-Hubicki, który pełnił obowiązki dyplomatyczne jako chargé d’affaires ad interim od 1 lutego do 15 września 1921 roku13, po czym został zastąpiony przez przybyłego z kraju Stanisława Patka. W tym właśnie czasie spadło na barki Sasa-Hubickiego uzyskanie poparcia Japonii w kwestii Górnego Śląska, o którego losach, jak wiadomo, miał zadecydować plebiscyt. Hubicki w tym celu odbył szereg spotkań z przedstawicielami japońskiego ministerstwa spraw zagranicznych, których wynik okazał się jednak dla polskiej dyplomacji mało pomyślny i Japonia w kwestii tej pozostała neutralna14. Następnym przedstawicielem Polski w Japonii został (w randze posła nadzwyczajnego i ministra pełnomocnego) Stanisław Patek, który stanowisko piastował niemalże cztery lata – od września 1921 do kwietnia 1926 roku. Jednym z zadań, jakim się poświęcił, było roztoczenie opieki nad Polakami mieszkającymi w Japonii i Chinach. Ponadto starał nadal podtrzymywać się dobre stosunki z Krajem Kwitnącej Wiśni Szczególnie istotne znaczenie miała opieka nad Polakami mieszkającymi w Harbinie, gdyż stosowne traktaty w tej kwestii z Krajem Środka podpisano dopiero pod koniec lat 20., a ratyfikowano na początku lat Po odwołaniu Patka obowiązki reprezentowania Polski w Japonii przejął kolejny już chargé d’affaires ad interim, który sprawował jednocześnie funkcje attaché wojskowego – Wacław Jędrzejewicz (od maja 1926 do końca kwietnia 1928 roku). Funkcję tę objął akurat w momencie, gdy Polska ubiegała się o przyjęcie do Rady Ligi Narodów. Jędrzejewiczowi polecono, by wystarał się u rządu japońskiego o poparcie w tym względzie16. Uzyskał je, lecz miejsce stałego członka przyznano Niemcom, a Polsce – jedynie status półstałego. Ponadto właśnie Jędrzejewiczowi przypadł obowiązek reprezentowania Rzeczypospolitej na uroczystościach żałobnych ku czci cesarza Yoshihito, gdzie ze względu na okoliczności podniesiono go na ten okres do rangi posła nadzwyczajnego i pełnomocnego. W schyłkowym okresie sprawowania funkcji (22 sierpnia 1927 roku) Jędrzejewicz doprowadził do wymiany not z rządem japońskim dotyczących przesyłania między Polską a Japonią depesz radiowych17. Ostatnim przedstawicielem Polski w Japonii w latach 20. był Zdzisław Okęcki, który jako poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny sprawował urząd od maja 1928 do kwietnia 1930 roku, a w czasie oficjalnych uroczystości intronizacji cesarza Hirohito został podniesiony do rangi ambasadora nadzwyczajnego18. Lata 30. przyniosły dalszy rozwój wzajemnych stosunków między Polską a Japonią. Warto zaznaczyć, że Polska zgodnie z założeniami polityki równowagi cały czas dążyła do zachowania neutralności. Stosunki dyplomatyczne Polski i Japonii w tym czasie zdominowane były więc przez pryzmat polityki prowadzonej na terenie Europy w stosunku do dwóch potężnych sąsiadów – Niemiec i ZSRR. W stosunkach bilateralnych z państwem mikada wyłaniają się zatem dwie kwestie. Mowa tutaj naturalnie o uznaniu państwa Mandżukuo przez Japonię oraz próbach wciągnięcia Polski do paktu antykomiternowskiego i roli mediatora, jaką odegrała w tej sprawie Japonia. Ponadto to na schyłek lat 30. przypada podniesienie poselstw w Warszawie i Tokio do rangi ambasad. Od kwietnia do października 1930 roku funkcję szefów misji RP w Tokio kolejno sprawowali Jan Fryling i Antoni Jażdżewski (obaj chargés d’affaires ad interim). Po nich na reprezentanta dyplomatycznego został oddelegowany w randze posła nadzwyczajnego i ministra pełnomocnego Michał Mościcki, który sprawował funkcję do października 1936 roku. W czasie jego posłowania doszło do intensyfikacji rozmów w sprawie uznania przez Polskę państwa Mandżukuo (utworzone 1 marca 1932 roku). To kadłubowe państwo, zależne w całości od Cesarstwa Japońskiego, powstało w wyniku działań podjętych przez Japończyków w ramach tak zwanego incydentu mandżurskiego z 18 września 1931 roku, który był zresztą przejawem wieloletnich zainteresowań Japonii tym regionem. Kilka dni później kwestia konfliktu rozpętanego przez Japończyków w Chinach stanęła na forum Ligi Narodów. 20 października 1931 roku Polska, idąc za przykładem innych państw, wystosowała do rządu japońskiego notę w kwestii ustosunkowania się do działań podjętych w Chinach i paktu Brianda-Kelloga. Wręczając notę, chargé d’affaires Antoni Jażdżewski zaznaczył: „Rząd Rzeczpospolitej Polskiej zawsze przychylnie odnosi się do rządu Japonii i nie chciałby zmienić tego nastawienia (…) Mamy nadzieję, że rząd Japonii zrozumie, iż Polska musi zachowywać się tak jak inne państwa”19. Jeszcze w listopadzie 1931 roku doszło w Paryżu do spotkania między przedstawicielami polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, a japońskim przedstawicielem sprawującym w Lidze funkcję podsekretarza Sugimurą Yotaro. Na spotkaniu przedstawiono mu kwestię rozwiązania konfliktu zgodnie z ideą paktu Ligi Narodów, jednak próba okazała się bezowocna. Wynikało to z dużego rozdźwięku między politykami, a wojskowymi w samej Japonii20. Jednakże Japonia, chcąc uzyskać poparcie dla swoich działań, nie zaniechała dalszych rozmów z władzami polskimi. W listopadzie 1932 roku delegat Japonii w Lidze Narodów spotkał się ministrem Beckiem, prosząc, by Polska poparła działania japońskie. Beck miał odpowiedzieć, że „na razie nie ma ustalonej opinii i Polska nie chciałaby się wtrącać się w taką skomplikowaną sprawę (…) jak sprawa mandżurska”21. Ostatecznie doszło do tego, iż 24 lutego 1933 roku Polska wraz z innym państwami wchodzącymi w skład Ligi Narodów potępiła działania japońskie w Mandżurii, potwierdzając tezę, iż rejon ten powinien znajdować się pod zwierzchnictwem Chin. Japonia w wyniku takiego, a nie innego rozwiązania sprawy wystąpiła niedługo potem z Ligi Narodów, nie zamykało to jednak drogi do uznania przez Polskę Mandżukuo. Przeważającym argumentem okazał się problem polskiej kolonii zamieszkującej to marionetkowe państwo, głównie w Harbinie22. Władze polskie w trosce o rodaków postanowiły doprowadzić do rozwiązania problemu drogą dyplomatyczną. Pierwsze kroki w tej sprawie podjął poseł RP w Tokio Michał Mościcki, który w czasie sprawowania urzędu udał się z wizytą do Harbinu w 1936 roku, by zbadać sytuację polskich obywateli23. Dalsze negocjacje w tej sprawie przypadły jednak w udziale ostatniemu reprezentantowi Polski przy rządzie japońskim (wpierw poseł, od października 1937 roku ambasador) – Tadeuszowi Romerowi. Ostatecznie po długim okresie rozmów porozumienie osiągnięto 14 października 1938 roku, a do wymiany not doszło kilka dni później. W wyniku obustronnych ustaleń każda ze stron otrzymała zgodę na otwarcie konsulatów i udzielenia exequatur dla konsulów. Ponadto strony podpisały klauzulę najwyższego uprzywilejowania dla obywateli i współpracy gospodarczej. Udało się więc dyplomatom polskim w pewnym stopniu znormalizować dziwną sytuację z państwem Mandżukuo, uznając je jednak tylko de facto, w trosce o dobro mieszkających tam obywateli polskich24. Warto zaznaczyć, że w połowie 1936 roku, mniej więcej w tym samym czasie, gdy rozmowy w kwestii uznania państwa cesarza Pu Yi przybierały na tempie, Japończycy wysunęli propozycję podniesienia poselstw do rangi ambasad. Przemawiały za tym nie tylko dobre i przyjazne stosunki trwające od początku lat 20. Siłą rzeczy japońskie władze, które w 1937 roku wchodziły w kolejną fazę konfliktu z Chinami, szukały sojusznika, który reprezentowałby na forum Ligi Narodów opcję projapońską (oczywiście strona polska wywiązała się w stosownym czasie z owych zobowiązań na arenie genewskiej – Jan Szembek miał nawet powiedzieć: „biorąc jednak pod uwagę, że Japonia jest naturalnym sprzymierzeńcem Polski, takie stanowisko pozwala na dyskretne popieranie Japonii wszędzie tam, gdzie nie moglibyśmy być posądzeni o stronniczość”25). Ważnym czynnikiem przemawiającym za taką, a nie inną postawą było także położenie Polski, które pozwalało na prowadzenie działań wywiadowczych w Europie, szczególnie w kierunku wschodnim. Z kolei Polacy mogli nie tylko uzyskać kolejną ambasadę, ale i zwiększyć swój prestiż na arenie dyplomatycznej. Dodatkowym atutem były coraz lepsze stosunki Japonii z Niemcami, dzięki czemu Japonia mogła wziąć na siebie rolę swoistego pośrednika w rozmowach polsko-niemieckich. Ponadto Rzeczpospolita była naturalnym sojusznikiem politycznym Japonii wobec ZSRR. Tak więc po załatwieniu formalności ambasadorem Polski w Japonii został znajdujący się już tam wcześniej Tadeusz Romer, który sprawował funkcję od października 1937 do października 1941 roku. Z kolei ambasadorem Japonii w Polsce został Sako Shuichi, który złożył listy uwierzytelniające prezydentowi RP 10 listopada 1937 roku26 – tym samym obaj dyplomaci do wybuchu II wojny światowej byli pierwszymi i ostatnimi ambasadorami na placówkach w Tokio i Warszawie. Zdecydowanie jednak najważniejszą kwestią, jaka rzutowała na stosunki polsko-japońskie w drugiej połowie lat 30., były próby przyciągnięcia Polski do paktu antykomiternowskiego. Pierwsze propozycje padły już z ust Hermana Göringa w lutym 1937 roku, w czasie jego pobytu w Polsce27. 13 sierpnia 1937 roku odbyła się w Berlinie konferencja japońsko-niemiecka, na której poruszono zagadnienie wciągnięcia Polski do paktu, a na której obecny był między innymi ówczesny attache japoński w Warszawie, Sawada Shigeru. Jak zauważył Marian Wojciechowski: „Japończycy doradzali Niemcom uczynienie gestu wobec Polski w sprawach mniejszościowych, w kombinacji z naciskiem natury wojskowej (koncentracja wojsk na granicy, zajęcie Litwy z Kłajpedą)”28. Strona polska zgodnie z instrukcjami ministra Becka odmawiała wchodzenia w jakiekolwiek większe układy, zgodnie zresztą z założeniami polityki równych odległości. Wierny poleceniom z góry ambasador Romer dał jasno do zrozumienia japońskiemu ministrowi spraw zagranicznych, że nie przystąpią do żadnego paktu, co wyraził w słowach: „odciąłem się dość kategorycznie i wcale niedwuznacznie od wszelkich spekulacji na temat udziału Polski w jakimkolwiek bloku ideologicznym”29. Niedługo potem minister Beck na spotkaniu z ambasadorem Sako potwierdził ten sam punkt widzenia i odmówił wchodzenia w ów pakt, chyba że zamiast niego strona japońska zaproponuje zawarcie umowy na gruncie kulturalnym. Japończycy przystąpili nawet do układania takiej umowy, ale pogarszająca się sytuacja na kontynencie europejskim ostatecznie zostawiła sprawę niedokończoną30. Chociaż plany wciągnięcia Polski do większego bloku spaliły na panewce, ambasador Sako odegrał w niedługim czasie rolę mediatora między Polską a Niemcami. Jak wiadomo, stosunki Polski z zachodnim sąsiadem pozostawiały wiele do życzenia i faktycznie niepokoiły ambasadora. Dodając do tego kwestię zmiany nastawienia ZSRR do III Rzeszy – można stwierdzić, że ambasador znalazł się w trudnej sytuacji. Jego działania polegały na pośrednictwie w organizowaniu spotkań polskiego ministra spraw zagranicznych z niemieckim odpowiednikiem. Za każdym razem przekazywał stronie polskiej pewne sugestie, co do działań, jednakże wszystkie starania spełzły na niczym i można uznać, że rola Japonii jako mediatora w sporze polsko-niemieckim ustała z chwilą zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku. Misja Sako dobiegała więc końca31. Wkrótce miała wybuchnąć wojna, która na dobre przerwała polsko-japońską współpracę na arenie dyplomacji. Zupełnie inaczej na przestrzeni okresu dwudziestolecia międzywojennego kształtowały się stosunki polsko-japońskiego związane ze sprawami sensu strictwo wojskowymi. Doskonałe położenie geograficzne Polski, wspólny wróg jakim był ZSRR, a także możliwośći pozyskiwania cennych informacji nie tylko natury wywiadoczej doprowadziły do współpracy między polskim, a japońskim Sztabem Generalnym. Pierwszym szefem misji wojskowej w Polsce był kapitan Yamawaki Masataka, który przebywał w kraju już od 1919 roku, naturalnie zostając potem pierwszym (od 1921) japońskim attaché wojskowym. Jego zadanie polegało głównie na obserwacji wydarzeń w tej części Europy i sytuacji w Rosji32. Ze strony polskiej pierwszym wysłannikiem był pułkownik Paweł Aleksandrowicz. Polska posłała do Japonii przez cały okres działania tamtejszej placówki sześciu oficerów, którzy spełniali tam funkcje attaché wojskowych. Dzięki działaniom podjętym szczególnie w pierwszym okresie przez kapitana i polski Sztab Generalny, na przestrzeni dwudziestolecia międzywojennego doszło do szeroko rozumianej współpracy, głównie w zakresie wymiany informacji o ZSRR, a także wymiany personelu, który miał uczyć się od Polaków zasad kryptologii czy odbywać specjalne staże mające podnosić umiejętności oficerów, nie mówiąc już o wymianie danych na temat własnych sił zbrojnych. Warte odnotowania na koniec jest szerokie spektrum współpracy kulturalnej. Nawiązanie stosunków polsko-japońskich dało możliwość utworzenia w kraju na Uniwersytecie Warszawskim wydziału japonistyki. Tworzono także prężnie rozwijające się organizacje, które w różnym zakresie zajmowały się Polską i Japonią – mowa tu oczywiście o Towarzystwie Polsko-Japońskim i jego zamorskim odpowiedniku. Ich głównym celem było wzajemne przybliżanie kultury i historii swoich krajów. Także sama Japonia znalazła szerokie odbicie w ówczesnej literaturze, wystarczy tu wspomnieć o choćby pracach Wacława Sieroszewskiego. Jak zatem podsumować całość stosunków między Polską, a Japonią w okresie 1918–1939? Z pewnością narzuca się kilka wniosków. Ogólnie rzecz ujmując, między oboma krajami pomimo kształtującej się przez wiele lat przychylności nie doszło do intensyfikacji wspólnych działań, która mogłaby przybrać postać sojuszu albo szerokiej wymiany gospodarczej. Zapewne głównym czynnikiem hamującym była ogromna odległość dzieląca oba kraje. Japonia, mimo iż była liczącym się państwem na świecie, nie pozostawała w głównej orbicie zainteresowań Rzeczypospolitej. Dyplomacja polska w przeważającej mierze skupiała zainteresowania na arenie europejskiej, co przejawiało się szczególnie wobec działań podejmowanych w stosunku do Niemiec i ZSRR. Dążyła do szerszego nawiązania kontaktów z Wielką Brytanią czy Francją, a prowadzona przez Rzeczpospolitą w latach 30. polityka neutralności idealnie wpisywała się w kontekst stosunków z Krajem Kwitnącej Wiśni. Z Japonią Polskę łączył jedynie wspólny wróg, jakim był ZSRR, i na tym polu współpraca przebiegała znacznie lepiej niż w sferze politycznej. Także niewielka wymiana handlowa czy nawet nieco szerszy wymiar kulturowy nie był w stanie pogłębić współpracy na tyle, by oba kraje stały się pierwszorzędnymi partnerami politycznymi. Bibliografia: Dokumenty z dziejów polskiej polityki zagranicznej 1918-1939, T. 1, Warszawa 1989. Historia dyplomacji polskiej (połowa X-XX w.) 1918-1939, pod red. Piotra Łossowskiego, T. 4 Warszawa 1995. Historia dyplomacji polskiej X–XX w., pod red. Gerarda Labudy i Waldemara Michowicza, Warszawa 2002. Kuromiya H., Pepłoński A., Między Warszawą a Tokio. Polsko-japońska współpraca wywiadowcza 1904–1944, Toruń 2009. Łossowski P., Dyplomacja Drugiej Rzeczpospolitej, Warszawa 1992. Makowski J., Umowy międzynarodowe Polski 1919-1934, Warszawa 1935. Nowak-Kiełbikowa M., Japonia i Chiny w dyplomacji II Rzeczpospolitej [w:] „Dzieje najnowsze”, 1981, nr 1-2, s. 241-253. Pałasz-Rutkowska E., Polityka Japonii wobec Polski 1918-1941, Warszawa 1998. Pałasz-Rutkowska E., Romer A. T., Historia stosunków polsko-japońskich 1904–1945, Warszawa 2009. Pałasz-Rutkowska E., Polska – Japonia – Mandżukuo. Sprawa uznanania Mandżukuo przez Polskę [w:] „Przegląd Orientalistyczny”, 2006, nr 1-2, s. 3–18. Protokół dyplomatyczny i ceremoniał państwowy II Rzeczpospolitej, oprac. Janusz Sibora, Warszawa 2010. Raporty porucznika Aleksandra Mazarakiego z działalności Japońskiej Misji Wojskowej w Polsce oraz z wydarzeń na Syberii i na Dalekim Wschodzie. Grudzień 1919 – lipiec 1920, oprac. Marian Zgórniak, Wojciech Rojek, Jacek Solarz, Kraków 2012. Watanabe K.., Stosunki dyplomatyczne Polski i Japonii w okresie międzywojennym [w:] „Dzieje najnowsze”, 1992, nr 4, s. 27-35. Wojciechowski M., Stosunki polsko-niemieckie 1933-1938, Poznań 1965. Przypisy 1. W istocie rzeczy to przełomowe wydarzenie nie kończy współpracy polsko-japońskiej w sferze stosunków dyplomatycznych. Współpraca oficjalnie trwała aż do dnia 11 grudnia 1941 roku, kiedy to rząd Rzeczpospolitej Polskiej wypowiedział Imperium Japońskiemu wojnę. Po tym okresie kontynuowana była nieoficjalnie, przeważnie poprzez współpracę wywiadowczą. Szerzej na ten temat: H. Kuromiya, A. Pepłoński, Między Warszawą, a Tokio. Polsko-japońska współpraca wywiadowcza 1904–1944, Toruń 2009, s. 439–488. 2. Dokumenty z dziejów polskiej polityki zagranicznej 1918–1939, t. 1, Warszawa 1989, s. 27. 3. K. Watanabe, Stosunki dyplomatyczne Polski i Japonii w okresie międzywojennym [w:] „Dzieje najnowsze”, 1992, nr 4, s. 27. 4. Ibidem, s. 28. 5. E. Pałasz-Rutkowska, Polityka Japonii wobec Polski 1904–1941, Warszawa 1998, s. 44–45. 6. Sprawa wymiany dyplomatów była niezwykle długotrwała, zajęło to ponad dwa lata. 7. Raporty porucznika Aleksandra Mazarakiego z działalności Japońskiej Misji Wojskowej w Polsce oraz wydarzeń na Syberii i na Dalekim Wschodzie. Grudzień 1919 – Lipiec 1920, oprac. Marian Zgórniak, Wojciech Rojek, Jacek Solarz, Kraków 2012, s. 50. 8. Warto zaznaczyć, że w ogóle pierwszym kandydatem na posła w Japonii był Adam hr. Zółtowski. Zob. E. Pałasz-Rutkowska, T. Romer, Historia stosunków polsko-japońskich 1904–1945, Warszawa 2009, s. 85–87. 9. Historia dyplomacji polskiej (połowa X–XX w.) 1918–1939, pod red. Piotra Łossowskiego, T. 4, Warszawa 1995, s. 431. 10. J. Makowski, Umowy międzynarodowe Polski 1919–1934, Warszawa 1935, s. 102. 11. E. Pałasz-Rutkowska, T. Romer., op. cit., s. 140. 12. Ibidem, s. 97-102. Szerzej na temat samego problemu zob. T. Matsumoto, W. Theiss, Dzieci syberyjskie: pomoc Japonii dla dzieci polskich z Syberii, 1919–1922, Warszawa 2009. 13. Historia dyplomacji polskiej, op. cit., s. 633. 14. E. Pałasz-Rutkowska, Polityka Japonii…, s. 65–66. 15. M. Nowak-Kiełbikowa, op. cit., s. 244. 16. E. Pałasz-Rutkowska, Polityka Japonii…, s. 66–67. 17. J. Makowski, op. cit., s 102. 18. E. Pałasz-Rutkowska, T. Romer, op. cit., s. 116. 19. K. Watanabe, op. cit. s. 29. 20. E. Pałasz-Rutkowska, Polityka Japonii…,s. 107–108. 21. K. Watanabe, op. cit. s. 30. 22. Mowa tutaj o maksymalnej liczbie 1500 Polaków. 23. E. Pałasz-Rutkowska, Polska–Japonia–Mandżukuo. Sprawa uznanania Mandżukuo przez Polskę [w:] Przegląd Orientalistyczny, 2006, nr 1–2, s. 8. Wyprawę tę szeroko komentowała prasa japońska, która posuwała się nawet do przekłamań w wypowiedziach posła! 24. Ibidem, s. 15–16.; K. Watanabe, op. cit., s. 31. 25. M. Nowak-Kiełbikowa, op. cit., s. 248. 26. P. Łossowski, Dyplomacja Drugiej Rzeczpospolitej, Warszawa 1992, s. 149. Co, ciekawe, przyjęcie ambasadora japońskiego z punktu widzenia protokołu dyplomatycznego odbyło się z nieco zmienionym ceremoniałem. Po raz pierwszy zrezygnowano z wysłania specjalnego powozu po dyplomatę zagranicznego udającego się złożyć listy uwierzytelniające. Na miejsce dyrektor Protokołu udał się samochodem. Było to więc odstępstwo od ustalonych wcześniej zasad. Por. Protokół dyplomatyczny i ceremoniał państwowy II Rzeczpospolitej, oprac. Janusz Sibora, Warszawa 2010, s. 258. 27. M. Wojciechowski, Stosunki polsko-niemieckie 1933–1938, Poznań 1965, s. 321. 28. Ibidem, s. 324. 29. E. Pałasz-Rutkowska, Polityka Japonii…, s. 118. 30. Ibidem. 31. E. Pałasz-Rutkowska, T. Romer, op. cit., s. 181–182. 32. Kuromiya H., Pepłoński A., op. cit. s. 46.

Miejsce : Doha, Katar. Date : czwartek, 12 października 2023. Czas lokalny teraz : 13 : 07 : 11. Strefa czasowa : GMT+3 - Półwysep Arabski (czas standardowy) Czas letni teraz? Praca Japończyków za granicąPrzeprosiny w kulturze japońskiejJak prowadzić negocjacje biznesowe z osobami z Japonii? Osoby z Zachodu, które emigrują do Japonii, przeżywają szok kulturowy. W pociągach i autobusach jest tak cicho, jak w bibliotece. Ulice są bardzo czyste, a ludzie za punkt honoru stawiają sobie pracę od rana do nocy. Jeszcze większe różnice kulturowe odczuwają mieszkańcy Japonii, którzy przenieśli się na Zachód. Mimo że świat staje się globalną wioską, panują ogromne dysonanse między tym co widzimy na co dzień, a kulturą krajów azjatyckich. Japoński turysta bardzo często kojarzy się nam z nowoczesnym aparatem cyfrowym i nieustannym pstrykaniem pamiątkowych zdjęć. Kultura europejska czasem nie spełnia oczekiwań przybyszów z Japonii – w Wikipedii znajdziesz na przykład interesujący artykuł o syndromie paryskim. Turyści znają Paryż głównie z romantycznych filmów i myślą, że to szlachetne miasto sztuki i kultury. W rzeczywistości, ulice są brudne, jedzenie bardzo drogie, a na każdym kroku można się natknąć na kieszonkowca. Japonia jest bardzo czysta, dlatego większość podróżujących po krajach Zachodnich jest przerażona ilością śmieci i brudu. W Japonii standardem jest to, że każdy po sobie sprząta, a śmieci na ulicy są dla nich czymś nie do pomyślenia. Praca Japończyków za granicą W Japonii pracuje się zwykle znacznie dłużej, niż zakłada umowa. W Polsce każdy przychodzi do pracy zaraz przed jej rozpoczęciem i wychodzi o tej godzinie, o której ustalił to z szefem. W Japonii większość osób wyrabia nadgodziny nawet wtedy, gdy nikt ich o to nie prosi. W Polsce nadgodziny są często powodem do kłótni z pracodawcą. Japończycy bardzo rzadko wychodzą do klubu w czasie tygodnia. Uważają, że może to negatywnie wpływać na pracę. Jak widzisz, mieszkańcy tego kraju angażują się w to co robią całym sercem. Nikt tam nie opuszcza firmy o 16, a praca w weekendy nie jest czymś dziwnym. W Polsce raczej trudno znaleźć osoby, które są chętne do pracy w weekendy i postrzega się je jako pracoholików, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Przepracowanie prowadzi także do ograniczenia czasu snu i zmęczenia. Na Zachodzie taki stan to sygnał złego zarządzania czasem i zbyt dużego poziomu stresu. Japończycy traktują nadmiar odpoczynku jak lenistwo. Prowadzi to do kolejnej różnicy kulturowej – w Japonii pracownik udaje się na krótką drzemkę w ciągu dnia. Oznacza to, że angażuje się w pracę. Japończycy to jeden z najbardziej pracowitych narodów na świecie. W tym kraju, kilkanaście godzin spędzonych nad projektem, jest normalną sprawą. Na Zachodzie będzie się to raczej oceniało negatywnie, jako nieumiejętność zorganizowania sobie pracy. Japończycy nie czują się zbyt dobrze podczas wolnych dni. Mimo że w Japonii jest mnóstwo świąt narodowych, pracownicy raczej unikają „długich weekendów”. Powszechne jest także oszczędzanie pieniędzy – jeśli Japończyk otrzymuje dodatkowe środki finansowe, raczej oszczędza je lub wydaje tylko w połowie. W Japonii bardzo często pracuje się w święta, by zmniejszyć ilość nieobecności, które były spowodowane chorobą. Przeciętny pracownik wykorzystuje tylko 7 z 20 dni i zwykle bierze urlop, zamiast wziąć chorobowe. W Polsce pracownicy wykorzystują zwykle 100% urlopu. Główna różnica między mieszkańcami Japonii a Europejczykami polega na tym, że Ci pierwsi czują się niekomfortowo, gdy ze względu na ich nieobecność firma odnosi straty. Managerowie w tym kraju są także znacznie mniej skorzy do przyznawania wolnego i osoba, która często o nie prosi, może mieć problemy w pracy. W Polsce zwykle nie sprawia to tak dużego kłopotu – pracodawcy wiedzą, że urlop i tak musi być wykorzystany. W Japonii pracownik, którego nie było w pracy przez kilka dni, powinien przeprosić swoich współpracowników i obdarować ich odpowiednimi prezentami. Znacznie rzadziej porusza się tam także kwestie rodzinne. Przeprosiny w kulturze japońskiej W Japonii przeprosiny są traktowane zupełnie inaczej niż w Europie, co może prowadzić do nieporozumień. W wielu częściach świata, przeprosiny oznaczają, że popełniliśmy jakiś błąd. W Japonii są stosowane znacznie częściej, ponieważ pozwalają zachować dobre stosunki z innymi osobami. Przykładowo – nie są niczym niezwykłym publiczne przeprosiny za problemy, które spowodowała działalność jakiejś firmy. Zwykle są one wystosowane osobiście przez prezesa. W Japonii często dochodzi do przeprosin także wtedy, gdy błąd nie jest zawiniony. W Europie częściej unika się odpowiedzialności, przerzuca ją na inne osoby i nie naprawia się popełnionych błędów. W Japonii takie zachowanie jest niedopuszczalne. Gdy na Wschodzie dochodzi do śmiertelnego wypadku w firmie, CEO przedsiębiorstwa przeprasza za zaistniałą sytuację. W Polsce raczej nie dochodzi do takich sytuacji, a jeśli pracownik poniósł jakąś stratę (lub do niej doprowadził), sprawy rozstrzyga się w sądzie. Osoba pochodząca z Japonii najpierw ocenia swój czyn i sprawdza czy nie popełniła błędu, a dopiero później osądza innych. Japończycy są także wzorem, jeśli chodzi o punktualność i wielu z nich denerwuje się, gdy ktoś spóźnia się do pracy. W Japonii ludzie przychodzą 10 do 15 minut przed spotkaniem i rozpoczęciem dnia pracy. W Polsce pracodawca nie zwraca na to aż tak dużej uwagi, zwłaszcza gdy pracownik dobrze wykonuje swoje zadania. W Japonii niespotykane jest także mówienie do szefa „na ty”. Podchodzi się też z dużym dystansem do nazywania ludzi po imieniu. Jak prowadzić negocjacje biznesowe z osobami z Japonii? Firmy o międzynarodowym zasięgu działające w Japonii muszą być świadome różnic, które dotyczą tego kraju. Jeśli chcesz współpracować z japońskimi firmami, powinieneś dopasować się do tamtejszych realiów. Różnice między firmami z Japonii i Europy są bardzo duże, ale naszym zdaniem, podejście Azjatów daje większe szanse na sukces. Japonia jako jeden z niewielu krajów opiera się międzynarodowym kryzysom. Dzięki tym informacjom, łatwiej zrozumiesz swoich japońskich kontrahentów i zwiększysz szanse na sukces. gkZlRvp. 358 163 223 50 113 34 7 152 393

różnica czasu między polską a japonią